Idę piaszczystą drogą
(mapa).
Po kilku godzinach wczasie podziwiania widoków nad małym jeziorem
spotykam parkowego strażnika który wskazuje fajne miejsce
na ognisko :-). Dowiaduję się od niego że najwyższy szczyt Półwyspu Święty Nos nie nazywa się
Góra Markowa tylko Góra Glinka. Bardzo się dziwi czemu wszyscy Polacy mylą te góry. Udało
mi się wyjaśnić że to wina błędu w przewodniku. Twierdził że przyjeżdża tu bardzo dużo turystów.
Raz nawet ponoć był jakiś murzyn :-). Przycisnąłem go mocniej: Co to jest "dużo turystów"?
Okazało się że to 1-2 grupy na tydzień (w lecie oczywiście).
Po siedmiu dniach, bez kilku godzin od wyjazdu z domu miałem okazję wreszcie zanurzyć się
w Bajkale. Woda była względnie ciepła (jak latem nad Bałtykiem). Postawiłem namiot, zapaliłem ognisko
i zjadłem swój wieczorny posiłek. Następnego dnia poszedłem pieszo piaszczystą drogą
wzdłuż brzegu
przesmyku (około 30 km) łączącego brzeg Bajkału z Półwyspem Święty Nos. Początkowo
pogoda była ładna i bardzo miło się szło wzdłuż brzegu. Po lewej Bajkał wyglądający jak morze,
po prawej las sosnowy, a na wprost wysoki i bardzo długi grzbiet górski. Wkrótce jednak
zawiało i zaczął się sztorm. Fale zrobiły się bardzo duże, zalewały plażę. Ponieważ po piaszczystych
wydmach szło się bardzo nie wygodnie, dalej powędrowałem drogą gruntową (jakieś 300 m od brzegu) prowadzącą do
wiosek na półwyspie. Widoki bardzo ciekawe. Odkąd wybudowano tamę na Angarze (wypływa z Bajkału)
poziom jeziora podniósł się o jeden metr i większość przesmyku uległa zabagnieniu
Tam gdzie
stały drzewa pozostało tylko parę powyginanych kikutów a po za tym morze traw na bagnach, po sam
horyzont. Później jeszcze zrobiło się zimno i zebrało się na deszcz.
Spotkałem grupę turystów. Po dwie osoby z Rosji, Niemiec i Litwy. Od nich dowiedziałem się
że wioska Glinka jest opuszczona. Wiatr był tak silny że trudno było rozmawiać więc szybko
się rozstaliśmy. Litwinów jeszcze potem spotkałem w pociągu w drodze powrotnej :-). Byli
to ostatni ludzie których widziałem. Wkrótce doszedłem do podnóża gór i zarazem miejsca gdzie
półwysep łączy się z przesmykiem. Droga skręciła w prawo, na północny-wschód w kierunku
zamieszkałych wiosek. Ja zaś w lewo na południowy-zachód, wzdłuż brzegu. Wkrótce doszedłem do
opuszczonej wioski Glinka. Na początku lat 90-ych Belgowie wybudowali tu amfiteatrzyk
i domki letniskowe. Jednak w pierwszą noc większość spłonęła. Mogłem sobie wybrać domek,
a w nim pokój. W jednym z nich znalazłem opakowanie po polskich tabletkach
witaminowych.
Następnego dnia udałem się na najwyższy szczyt półwyspu Góra Glinka - 1877 m n.p.m.,
lustro wody Bajkału ma zaś 456 m n.p.m. Plecak schowałem w pobliskim lesie. Droga dość
długa; bez odpoczynków i szybkim marszem 4 godz. pod górę i 3 w dół. Powyżej
górnej granicy lasu ścieżkę często zarasta stłannik (limba karłowata - miejscowa kosodrzewina).
Na granicy lasu, na małym wypiętrzeniu grzbietu stoi krzyż. Wspaniałe widoki
na zatoki Czywyrkujska i Barguzińska, oraz na jezioro Arangatuj znajdujące się na środku
przesmyku łączącego półwysep ze "stałym lądem". Sam szczyt leży na grzbietowym płaskowyżu
o średnicy około 1 km. Pokryty był nadpalonymi resztkami kosodrzewiny (pozostałość pożaru).
Niestety gdy na niego dotarłem przykryły go chmury i widoków już nie było. Natomiast
z powodu ujemnej temperatury tworzyła się szadź która gęsto obrastała stłannik i kamienie.
Noc spędziłem w tej samej wiosce. Pokoju nie zmieniałem :-).
Dalszy plan to obejść dookoła
⇑ Powrót na początek strony ⇑ |
© BS, 2002-2020, bajkal.suder.cc
|