Wyjechałem z Krakowa w sobotni wieczór i z przesiadkami w Warszawie oraz Siedlcach dotarłem do Terespola, gdzie zakupiłem voucher, umożliwiający przekroczenie granicy (ruch wizowy jeszcze wtedy nie obowiązywał). Do Brześcia dotarłem wahadłowo kursującym pociągiem. Niestety musiałem tam czekać do wieczora na pociąg do Moskwy, gdyż we wszystkich wcześniejszych nie było już wolnych miejsc. Z tego przejazdu niewiele mi utkwiło w pamięci bo po nie przespanej wcześniejszej nocy od razu zasnąłem i obudziłem się dopiero na trzy godziny przed Moskwą.
Udało mi się kupić bilet na pociąg za dwie godziny więc Moskwy zbytnio nie oglądałem. Bilet kosztował 40 $ (wcześniejszy przejazd Brześć - Moskwa 20 $), najtańszą klasą - plackartnyj. Pociąg docelowo był do Czity. Za oknem głównie las. Mało pól. Zdarzało się że przez kilkadziesiąt kilometrów nie było żadnego zabudowania. Po kilku godzinach lasu ni stąd ni zowąd pojawia się najpierw komin (którego nie powstydziłaby się solidna polska elektrociepłownia), potem parę zakładów przemysłowych, kilkanaście bloków, trochę ogródków działkowych. A potem znowu las i las. Stacje bardzo rzadko. A stacje na których by się pociąg zatrzymywał jeszcze rzadziej, niemal wyłącznie w dużych miastach. Ale jak już to stacja ogromna :-). Dworzec również proporcjonalnie wielki.
Nie spodziewałem się że nawet w europejskiej części Rosji będzie aż tyle lasów. Do Uralu był las liściasty i mieszany, w sumie podobny do polskich lasów. W pobliżu Uralu głównie świerk. Sam Ural to nie wiem bo przejeżdżaliśmy przez niego w nocy (w drodze powrotnej to samo). W każdym razie jak się obudziłem to przez dwa dni, aż do Krasnojarska dominowały łąki przeplatane brzozowymi zagajnikami (lasostep?). Potem zaczęła się tajga. Prawdę mówiąc myślałem przed wyjazdem że będzie ona dominować na trasie, a tu jednak nie.
W sumie widoki może i interesujące ale nie na cztery dni. Gdyby nie ciekawi ludzie w pociągu to można by z nudów umrzeć. Miałem trochę szczęścia że trafiłem na ciekawych ludzi (zwłaszcza z geograficznego punktu widzenia) gdyż sporo z nich bywało w różnych trudno dostępnych rejonach Rosji. Przykładowo był geolog który brał udział w poszukiwaniach ropy naftowej na Czukotce i Półwyspie Jamał. Żołnierz który stacjonował kilka lat w Mongolii i brał udział w wojnie z Chinami w Mandzurii. Pilot (cywilny) który miał okazję latać praktycznie po całym terytorium ZSRR. W sąsiednim wagonie prowadnica (takie skrzyżowanie konduktorki i kuszetkowej), która parę lat mieszkała w Archangielsku i parę lat w Uzbekistanie.
Poza tym sporo zwykłych ludzi podróżujących do pracy czy w odwiedziny. Właścicielka sklepu odzieżowego z Jekaterynburga która wraz z córką dwa razy w miesiącu lata do Stambułu z Moskwy i przywozi towar. Traktorzysta z kołchozu, inżynier z Litwy jadący z jednej budowy na drugą. 75-cio letni Ukrainiec, który w czasie Wielkiego Głodu został wysiedlony na Ural przez Stalina. Jakiś profesorek z Wietnamu wracający z konferencji do kraju (chyba ze dwa tygodnie w jedną stronę :-)). Handlarz z Mongolii (ale wyjątkowo mało rozmowny człowiek). Urzędniczka jadąca w odwiedziny do córki. Jakaś kobieta pracująca przy elektrowni atomowej w Krasnojarsku. Było jeszcze sporo innych osób ale albo nie zapamiętałem albo nie zrozumiałem kim są.
Ich opowieści to zupełnie inna sprawa. Niestety nie wszystko człowiek mógł zrozumieć. Szczególnie irytujące było to gdy ktoś opowiadał kawał a tu człowiek nie rozumie jednego słowa ale tego "kluczowego". Głupio też gdy się siedzi w większym towarzystwie domagać się co chwila specjalnych wyjaśnień dla siebie. Dostrzec można duże podobieństwa (choć nie identyczność) w poczuciu humoru i mentalności miedzy Polakami i Rosjanami.
Tak w miłej atmosferze dojechałem do
⇑ Powrót na początek strony ⇑ |
© BS, 2002-2020, bajkal.suder.cc
|